Równo za 2 (słownie: dwa) miesiące zmieni mi się początek wieku z 2 na 3. Nie płaczę jakoś nad tym faktem, bo moje życie podoba mi się coraz bardziej i liczę na utrzymanie tej tendencji w kolejnych latach. Natomiast przyznam, że czuję się zmotywowana do podsumowań, wprowadzania zmian na lepsze oraz odkurzania starych marzeń żeby przyjrzeć się im, poczuć czy aktualna Maria nadal ich pragnie i ewentualnie wcielać je w życie. Bo jak nie teraz to kiedy?
20 vs. 30
Patrząc wstecz na dekadę z “dwójką” z przodu oraz moje działania, widzę znaczną zmianę jakościową myślenia stojącego za nimi na przestrzeni czasu. Obrazuje to w skrócie poniższa, nie bójmy się tego słowa o konotacji korpo, tabelka 🙂
Te mniej lub bardziej świadome cele przekładają się na mniej lub bardziej przemyślane działania. Planowanie roku praktykuję od trzech lat. W tym czasie nabrałam większego zrozumienia wartości, którymi się kieruję oraz moich mocnych stron, które staram się wykorzystywać i rozwijać. Dlaczego nie skupiam się na obszarach do poprawy? Czuję, że robienie to w czym jest się dobrym jest przyjemniejsze i bardziej efektywne:) Aktualnie wszystkie pomysły i plany przepuszczam przez filtr pytania czy jest to zgodne z moimi wartościami. A są nimi- relacje, rozwój, zdrowie i finanse. W dokładnie tej kolejności. Wiem, brzmi dość ogólnikowo, ale coś czuję, że na pełną 4-stronicową wersję czcionką 9 moi Czytelnicy nie są gotowi 😀
W każdym razie ostatnio krytycznie spojrzałam na to jak mi idzie wcielanie w życie założeń skupionych wokół poszczególnych wartości i poczułam, że najwięcej mam do zrobienia w obszarze zdrowia. A przecież zaniedbanie w tej kwestii może położyć wszystkie inne plany. Tak więc pomyślałam, że czas przed urodzinami jest wystarczająco krótki żeby wytrzymać w postanowieniu zmiany i wystarczająco długi żeby doprowadził do zmiany nawyków.
Dodatkowa motywacja
Jest jedno marzenie, które odkurzyłam i uznałam – “biorę!”. Mianowicie, artystyczna sesja nago. Stwierdziłam, że magiczna trzydziestka to idealny moment, aby uchwycić w kadrze moje ciało w swojej świetności. Subtelnie, naturalnie, pięknie, kobieco, zmysłowo. A dzięki temu wejść w wiek z “trójką” z przodu pełna zdrowia, siły i pozytywnej energii 🙂 Jeżeli wyjdzie tak jak podejrzewam, to na czterdziestkę powtórka i tak co 10 lat składając hołd dojrzewającej mnie 🙂 Zanim na dobre ruszy Wam wyobraźnia pragnę zaznaczyć, że podgląd zdjęć w stroju Ewy rezerwuję dla przyszłego małżonka, ale rozważam publikację takich grzeczniejszych ujęć 😉 O całość zadba fotograf Piotr Jan Gajewski, więc jestem pewna profesjonalizmu i artyzmu wysokich lotów. Czuję się podekscytowana i nie mogę się doczekać! 🙂
Biorę się za siebie!
Jak ma być świetność, to trzeba na nią najpierw zapracować 😉 Ci z Was, którzy śledzą mojego Facebooka wiedzą, że od drugiej połowy września chodzę na pole dance do Janeiro House. W podobnym czasie zaczęłam chodzić na zajęcia z tańca, który nazywa się kizomba. Brakowało mi jednak nadal sposobu, aby:
- Zacząć lepiej się odżywiać.
- Znaleźć równowagę w treningu między przeciążeniem się, a zbyt małymi obciążeniami.
- Osiągnąć szybsze i lepsze efekty – siłę pomocną w pole dance i harmonijne umięśnienie w kobiecy sposób.
- Całość treningu była jak najmniej angażująca czasowo.
- Utrzymać motywację.
Szukałam opcji i znalazłam – trenera personalnego w osobie Pawła Błaszaka. Powiem Wam szczerze, że im jestem starsza, tym bardziej doceniam pracę ze specjalistami, dzięki którym nie muszę przekopywać się przez całą wiedzę świata, tylko zwyczajnie korzystam z ich bogatych zasobów dla szybkiego i niezbyt wysiłkowego rezultatu. Patrząc na dwa tygodnie naszej współpracy czuję się w pełni ukontentowana. Jak to wygląda?
Trener personalny w akcji
Paweł trenuje głównie zdalnie przez Internet, ma więc ustawiony proces tak, żeby było to możliwe, bezpieczne i skuteczne. Zaczęliśmy od bardzo szczegółowej ankiety na temat mojego aktualnego stanu fizycznego, trybu życia i historii. Następnie omówiliśmy ją i uzupełniliśmy o brakujące informacje. Na podstawie wywiadu i rozmowy udzielił mi kilku wskazówek, wyznaczył mi poziom dzienny kcal, węglowodanów, tłuszczy i białek, podał przykładowe posiłki i rozpisał treningi. Zrobiliśmy zdalnie “przegląd szaf”. Przesłałam zdjęcia produktów spożywczych w mojej lodówce i szafkach, które stały się punktem wyjścia do rozmowy na temat żywienia i zdrowszych alternatyw wobec tego co jem.
Serce mi pękało, gdy jako fanka tradycyjnej polskiej sałatki warzywnej po gotowaniu rosołu, przerzucałam słoik majonezu do lodówki rodziców, ale czego nie robi się dla zdrowia i efektu 😉
Dość istotną zmianą dla mnie jest notowanie teraz wszystkiego co jem i piję w aplikacji Fitatu oraz w raporcie dla trenera. Czułam się zaskoczona, że mimo, wydawało mi się, niskiego poziomu 1800 kcal na dzień, na ogół nie dojadam, a równocześnie przekraczam dozwolone ilości tłuszczy. Uczę się jeść częściej i regularnie- póki co z różnym skutkiem. Mam nadzieję, że za jakiś czas organizm odwdzięczy mi się wzrostem sił do pracy 😉
Odnośnie samych ćwiczeń, to, choć możliwe jest korygowanie techniki ćwiczeń przez Internet, wybrałam na początek możliwość spotkań na żywo w Poznaniu. Tak czuję się pewniej, bo przed rozpoczęciem treningów byłam ledwie dwa razy w życiu na siłowni. Czułam się kompletnym “żółtodziobem” dowiadując się, że nieprawidłowo wykonuję przysiad (!). Technika w różnych ćwiczeniach nadal wymaga szlifowania, ale cieszę się, że już po dwóch tygodniach czuję efekty, co przekłada się też na postępy w pole dance. Moje pociążowe mięśnie brzucha zaczynają znowu być przyjemnie wyczuwalne. Ma to pewnie związek też z tym, że trener “wyciska” ze mnie więcej, niż sama podejrzewam, że potrafię. Nie mogę się doczekać efektów i jestem zmotywowana do dalszej pracy! 🙂 Moją metamorfozę możecie śledzić na Instagramie na @relacyjnapl i gościnnie u Pawła na @fitpawell.
Macie jakieś osobiste wyzwania? Podzielcie się nimi w komentarzach 🙂